Mój pierwszy blog to porażka. 5 porad jak (nie) pisać bloga
Opublikowany 20 lutego 2022 w kategorii Webwriting
Przyznam Ci się do czegoś. Kilka lat temu myślałam, że pisanie bloga to pestka. W końcu kiedyś trzaskałam w godzinę wypracowania na 10 stron. Okazało się, że nie miałam pojęcia, jak pisać bloga. Dziś, gdy wiem co nieco o webwritingu, czerwienię się na samą myśl, ile błędów popełniłam, pisząc na swoją pierwszą stronę.
I nie chodzi o błędy ortograficzne. Po polonistyce wiem, jak ich unikać. A gdy nie mam pewności, zaglądam do słownika. Mogę też skorzystać z darmowych programów do korekty tekstu.
Pomysł na blog był prosty – przepisy na szybkie dania, okraszone opowiastkami z podróży. Do tego profesjonalne zdjęcia od zaprzyjaźnionego fotografa. Wydawało mi się, że wszystko wygląda dobrze. Rodzina i znajomi obdarowani linkami do postów, chwalili mój talent, ale nikt inny na blog nie zaglądał. I już wiem dlaczego.
Babci Tereski nie zainteresuje artykuł o tym, jak śmigać na deskorolce, a moja trzynastoletnia chrześnica za nic nie przeczyta postu o systemie podatkowym w Polsce.
Mój pierwszy błąd – nie pomyślałam o czytelniku i nie zastanowiłam się nad celem bloga.
Coś mi świtało, że muszę znaleźć swój wyróżnik. Dodałam więc oprócz przepisów smaczki z podróży. Zrobiłam to źle, bo czytelnik, który chciał coś na szybko ugotować, najpierw musiał przebrnąć przez moje wspomnienia z Capri. I do przepisu zazwyczaj nie docierał.
Złamałam kolejną zasadę: najważniejsze na początek. Czytelnik chce konkretów (czyli przepisu). Jeśli na początek dostaje 3 akapity wspomnień albo historię o tym, gdzie 4000 lat temu uprawiano kaszę, wiadomo że śmignie do wyszukiwarki Google po coś, co znajdzie szybciej. O tym, jak nie uśpić czytelnika swoim tekstem, napisałam na moim drugim blogu, który właśnie czytasz.
Zanim zaczniesz pisać, zastanów się, po co i do kogo piszesz. Dzięki temu odsiejesz tych, których temat nie interesuje. Zostaną ci, których ciekawi, co masz do powiedzenia. I jeśli ich zainteresujesz, masz szansę na to, że dotrą dalej niż do połowy artykułu.
8 na 10 internautów przeczyta tytuł. Pozostałych 2 na 10 – resztę. To wynik badań amerykańskiego serwisu Upworthy, które przytacza Ewa Szczepaniak w Sztuce projektowania tekstów. Nagłówek ma za zadanie przyciągnąć czytelnika. Oderwać go od codziennych zadań i pokazać, że właśnie trafił na tekst, któremu warto poświęcić parę minut.
Moje tytuły nie spełniały swojej roli. Na blogu kulinarnym dość trudno o chwytliwy tytuł, bo jak się przebić między setką innych pomidorówek? Może tak: Pomidorówka, która zmieniła moje życie. Albo tak: Ta pomidorówka zamieni każdy obiad w wyjątkową ucztę. Choć myślę, że proste Jak zrobić najlepszą pomidorówkę, też byłoby ok.
Kolejną rzeczą, której zabrakło na moim blogu, były śródtytuły, czyli nagłówki poszczególnych części tekstu. To dzięki nim internauta jednym rzutem oka sprawdza, czy znajdzie tu coś, co go interesuje. Przez to że śródtytułów nie było w artykułach, czytelnik widział stronę tekstu i rezygnował z czytania.
Zastanów się, co mogłoby zaciekawić Twojego czytelnika. Podglądaj innych, np. portale informacyjne czy poczytne blogi. Ich autorzy wiedzą, jak przyciągnąć do czytania. Sprawdź, jak piszą nagłówki. Korzystaj z formuł, na bazie których tworzone są tytuły. Na blogach Pani Swojego Czasu oraz Karola z Kołem się toczy znalazłam np. takie:
30 patentów organizacyjnych Pani Swojego Czasu
Jak i gdzie znaleźć idealnego towarzysza podróży
7 cech Hindusów, które doprowadzają mnie do szału (i 5, które w nich uwielbiam)
Konkrety, liczby, rozpalenie ciekawości, czyli dobre nagłówki.
Co dalej dostał mój czytelnik? Bloki tekstu. Podzieliłam artykuł na akapity, ale zbyt długie. Mimo że treść była lekka, to na pierwszy rzut oka tekst wyglądał topornie. Czytelnik widział, że to nie jest coś na 2 minuty czytania. I to było kolejne potknięcie.
Moje teksty nie oddychały. Nie oddychał też czytelnik, który zmuszony był do ich czytania. Mało kto dotarł do końca artykułu.
Dziel tekst na krótkie akapity. 4-6 wersów zupełnie wystarczy, by zmieścić jedną myśl. Zaprzyjaźnij się z Enterem. Więcej przestrzeni w artykule sprawi, że będzie łatwiejszy do wchłonięcia.
Stosuj śródtytuły. Pogrubiaj, ale nie za często. Tylko to, co najważniejsze. Wypunktowuj – internauci lubią listy. Przykuwają uwagę i sprawiają, że artykuł wydaje się mądrzejszy. Dodaj obrazki, uatrakcyjnisz tekst.
O co chodzi z tym SEO? O słowa kluczowe. Mogłam sobie pisać kulinarno-podróżnicze wypracowania, ale bez nich nigdy nie trafiłyby na pierwszą stronę wyszukiwania. A mało kto zagląda na kolejne. Nie dałam szansy internaucie, by mnie znalazł.
Zanim trafiłam na kursy copywritingu, wydawało mi się, że SEO to termin, który rozszyfruje tylko informatyk. Kiedy dowiedziałam się, że chodzi o optymalizację tekstu pod kątem wyszukiwarek internetowych, wiedziałam, że to ja muszę zadbać o SEO swoich treści. Inaczej nikt ich nie znajdzie w czeluściach internetu.
Piszesz po to, żeby inni czytali Twoje teksty. Nieważne czy coś sprzedajesz, czy nie. To właśnie słowa kluczowe ciągną treści do góry w wyszukiwarce Google.
Ale uwaga! Nie można z nimi przesadzić, żeby tekst nie zamienił się w koszmarek strawny tylko dla robotów. One są sprytne i odkryją, kiedy tekst nie brzmi naturalnie. A jeśli tak się stanie, wcale Ci nie pomogą.
Zaczęłam prowadzić blog, gdy za chwilę miało mi zabraknąć czasu na wypicie herbaty. Mój genialny pomysł pisania do internetu wpadł mi do głowy w 3 trymestrze ciąży (wtedy w mózgu dzieją się niepojęte rzeczy ;)). Mamy już wiedzą, co było dalej. Regularne tworzenie artykułów zostało odłożone na 150 miejsce listy priorytetów, a potem z niej zniknęło.
W tworzeniu contentu, którego elementem jest blog, liczy się ilość i regularność (no i oczywiście jakość, ale zakładam, że każdy chce tworzyć wartościowe treści i nie trzeba nad tym rozprawiać). Im więcej artykułów, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś je odnajdzie i z nich skorzysta.
Serio. Na własnej skórze przekonałam się, że tworzenie wartościowych treści, projektowanie artykułów i pisanie w sposób, by czytelnik chciał się z nimi zapoznać, trwa.
Nie przejmuj się, jest inne wyjście. Jeśli uważasz, że blog pomógłby rozkręcić Twój biznes, skorzystaj z pomocy copywritera. Ty nie stracisz czasu, a Twoja firma zbuduje wokół siebie content, który sprowadzi nowych klientów.
Kursy copywritingu i content marketingu oraz kilkaset przeredagowanych tekstów dla klientów nauczyło mnie, jak pisać bloga. Skoro sama trafiłaś na ten artykuł, to znaczy, że jest duuużo lepiej, bo:
Dziękuję, że ze mną jesteś. Trzymam kciuki za powodzenie Twoich tekstów. Mam nadzieję, że teraz już wiesz jak pisać bloga i nie popełnisz moich błędów.
Kasia Zubrzycka-Sarna, copywriterka, założycielka marki Pisarenka, autorka e-booków o blogowaniu oraz współautorka książki “Chcę WWWięcej”. Na pisarenkowym blogu podpowiada, jak moc słowa wykorzystać w budowaniu własnej marki.