Czy można stworzyć 400 artykułów, kiedy nie lubi się pisać? Czy SEO i odgrzewane kotlety mogą uratować biznes online, kiedy jesteś wyłączona z pracy przez rok? Opowie o tym dziewczyna, której głównym filarem biznesu jest blog.

Do rozmowy o blogowaniu zaprosiłam Olę Gościniak, pomysłodawczynię marki Jestem Interaktywna.

Dzięki temu, czego uczy w Interaktywnej Akademii WordPressa, myślę, że śmiało można nazwać Olę matką chrzestną setek, a może nawet tysięcy stron internetowych, samodzielnie wyklikanych przez kobiety, które z programowaniem nie miały nigdy nic wspólnego. 

Na swojej stronie internetowej Ola Gościniak przedstawia się tak:

„Blogerka, autorka książek, mentorka, przedsiębiorczyni i wykładowczyni akademicka”.

Mam wrażenie, że ta blogerka nie bez powodu jest wymieniona na pierwszym miejscu, prawda?

Ola Gościniak: Wszystko to prawda, ale nic z tego, co powiedziałaś, co brzmi tak ambitnie, nie byłoby możliwe, gdybym nie zaczęła prowadzić firmowego bloga. Cieszę się, że mnie zaprosiłaś do tej rozmowy, bo jestem chodzącym przykładem tego, że warto prowadzić blog i tak naprawdę mogłybyśmy zakończyć tę rozmowę, bo odpowiedziałam na jej główne pytanie. [Śmiech.]

Wywiad z Olą Gościniak - Ola przy biurku

Jednak spróbuję od Ciebie wyciągnąć trochę więcej. Olu, jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem?

Ola Gościniak: To jest dobre pytanie, bo tak się zaczęła, że się na początku nie zaczynała. Długo miałam problem, żeby zacząć blogować. 

Strony internetowe tworzę od podstawówki, serio znam się na tym, co robię. 

Na studiach informatycznych byłam jedną z sześciu dziewczyn na 200 osób. Każda z nas była w innej grupie dziekańskiej. I znalazły się tam niewspierające osoby, które lubiły żarty o blondynkach albo żarty o tym, że dziewczyna na Polibudzie jest jak świnka morska – ani świnka, ani morska. 

Kiedy słyszysz takie rzeczy dzień w dzień przez 5 lat, twoja pewność siebie jest coraz mniejsza.

Kiedy skończyłam studia, założyłam firmę jako freelancerka. Tworzyłam strony internetowe, działałam z klientem 1:1, było to dla mnie bezpieczne, bo nie musiałam się za bardzo uzewnętrzniać.

W tym czasie zaczęły pojawiać się prośby od dziewczyn, które nie miały budżetu, żeby mnie zatrudnić, żeby im w jakiś inny sposób pomóc ze stroną. Na początku pomagałam pro bono, ale to spowodowało, że byłam wycieńczona pracą. Kocham robić strony internetowe, a czułam, że zaczynam się wypalać.

Wtedy pojawił się nieśmiały pomysł, żeby założyć bloga i uczyć WordPressa, żeby inni byli w stanie samodzielnie wyklikać swoją stronę internetową.

Ale blog nie powstał przez 2 kolejne lata. Bałam się, że jak zacznę uczyć innych, to słowa, które słyszałam na Polibudzie, do mnie wrócą. „Co ona tu robi?” albo „kolejna pcha się do technologii”… To mnie długo blokowało, mimo że większość osób, które to mówiły, miała doświadczenie w robieniu stron mniejsze niż ja.

Wszystko się zmieniło, kiedy poznałam grupę wspierających, przedsiębiorczych babek z „latających kręgów”. Poszłam w Poznaniu na spotkanie, poznałam Gosię Zimniak, która wtedy prowadziła Blog Freelancerki i skrzyknęłyśmy się na wspólny mastermind w  Poznaniu, to była końcówka 2015 roku. 

I wtedy pierwszy raz powiedziałam na głos o moim pomyśle. Teraz to może brzmi dziwnie, ale w 2015 roku takiej rzeczy nie było w internecie. Nikt wcześniej na to nie wpadł. A dziewczyny z mistermindu powiedziały wtedy: „Ola, ale na co czekasz? Co, strony nie umiesz zrobić”?

I tak mi pojechały po ambicji, kopnęły w 4 litery, że zwizualizowałam sobie taką wagę szalową. Po jednej stronie położyłam swoje obawy, a po drugiej wartość, którą mogę przynieść takim blogiem.

I okazało się, że to, ilu osobom mogę pomóc, dzieląc się wiedzą, było znacznie cięższe niż moje obawy.

W 2 tygodnie wymyśliłam nazwę i założyłam bloga. Napisałam 3 artykuły. I blog zaczął działać. Bez logotypu. Nie było idealnie, ale było.

I od razu okazało się, że wiele osób zaczęło korzystać z mojej wiedzy.

A co się zmieniło od tych pierwszych 3 artykułów, do teraz kiedy jest ich ponad 400?

Ola Gościniak: Okazało się, że najtrudniejszy był ten pierwszy krok. Żeby ruszyć, pomimo miliona obaw. To, co powiedziałaś na początku o mnie, to brzmi dumnie i ambitnie, ale jak podzielisz to przez 8 lat, to powolutku robiłam jedno po drugim. Najpierw artykuł. Potem jeden e-book. Potem coś jeszcze innego.

Wiesz, ja nie miałam sytuacji, że jakaś ważna szycha czy ważne konto mnie zauważyło i poleciło, dając jednego dnia tysiąc obserwatorów. To, co dzisiaj u mnie widać i słychać, to metoda małych kroczków i konsekwencji każdego dnia pracy i myślenie o celu.

To, że od początku postawiłam sobie konkretny cel w blogowaniu i mojej interaktywnej działalności to była najważniejsza rzecz, która doprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem teraz.

Kiedy mam gorszy dzień i najchętniej wszystko bym rzuciła, wtedy sobie o nim przypominam.

Mój cel był taki: jeśli w ciągu jednego dnia pomogę chociaż jednej osobie, to warto działać. 

Nie muszę od razu pomóc 1000 osobom. Ale jak zbierzesz te 8 lat i pomnożysz przez liczbę dni, to ile wyjdzie? Prawie 3000. I myślę, że tylu osobom już pomogłam, ale nie zakładałam, że zrobię to w 1 dzień, tylko krok po kroczku.

Poza tym kiedy zaczynasz prowadzić blog, to nie jest tak, że piszesz 3 artykuły i nagle wszyscy je czytają i Twoja strona ląduje na pierwszych pozycjach w wyszukiwarce. To jest kilkuletnia praca.

Ola Gościniak: Tak. Jeśli chodzi o SEO, to trwa, ale też procentuje. Ja byłam bardzo konsekwentna w pisaniu artykułów na bloga. Na początku pisałam jeden artykuł tygodniowo. Takie miałam założenie. Dla niektórych to dużo, dla niektórych mało. 

Często dostaję pytanie: „Ola, jak często pisać na tego bloga”? Nie potrafię odpowiedzieć tak prosto. Ważniejsze jest to, żeby było regularnie. Jak masz mało czasu, to nie zakładaj, że codziennie napiszesz artykuł. Znajdź taką regularność, która będzie zgodna z Twoimi możliwościami.

Może być tak, że napiszesz 30 artykułów jednego dnia, ale jeśli potem nie będziesz mieć czasu na pisanie kolejnych, rozłóż publikację np. na raz w tygodniu. I masz treści na ponad pół roku.

Ja założyłam, że wrzucam 1 artykuł tygodniowo, zawsze w poniedziałki. Robiłam sobie rozpiskę na cały miesiąc, jakie będą artykuły. Te tematy za mną chodziły i wiedziałam, co napisać.

W tej chwili moja regularność nie jest najlepsza. W zeszłym roku miałam chyba najmniej artykułów w całej działalności. Nie, przepraszam, najmniej miałam, jak byłam w zagrożonej ciąży, bo wtedy nie pisałam praktycznie przez rok.

Teraz wracam do tej regularności – znalazłam na nią fajny sposób i mam też fajny sposób na pisanie artykułów, kiedy nie masz czasu. Opowiem o nim potem.

Wywiad z Olą Gościniak - laptop na biurku

Wracając do tematu, ta moja regularność, którą miałam na początku, zaczęła procentować po pół roku, po roku miałam już świetne rezultaty. Był moment, w którym miałam 25-30 tysięcy unikalnych użytkowników miesięcznie. Teraz ta liczba znacznie zmalała, ale zmalała tylko w statystykach, bo widzę, po tym, co się dzieje na stronie, że prawdopodobnie jest ona utrzymana albo nawet wyższa.

Często też dostaję pytania o statystyki, a one nie do końca mają przełożenie na stan faktyczny. Jeśli ktoś ma AdBlocka to statystyki nie są liczone. A w Polsce bardzo dużo osób go używa. Albo jeśli ma włączone w przeglądarce blokowanie skryptów, to znaczy jeśli w tym komunikacie o ciasteczkach włączy „blokuj” to ja tych osób nie mam w statystykach. Można by wyciągnąć statystyki wyświetleń vloga z serwera, ale kto to robi?

Mam teraz niższe statystyki, myślę, że w okolicach 15 tysięcy miesięcznie. A mimo to, po tym, co się dzieje u mnie w sklepie, widzę, że jest podobnie jak było.

Wracam do wcześniejszego wątku. Na początku pisałam regularnie od 2015 do początku 2019. Wtedy zaszłam w ciążę, która okazała się zagrożona. Przestałam pracować na niemal rok. Nie pisałam przez niemal rok. 

I to, co mi dało SEO, nad którym pracowałam 3 lata, to to, że przez ten cały rok ja miałam nadal te 25-30 tysięcy unikalnych użytkowników miesięcznie. 

I to był powód, dla którego ja w ogóle nie poszłam na L4, bo mi się to nie opłacało. Byłam w TOP 10 na frazę „kurs WordPressa”. Włączyłam ciągłą sprzedaż tego kursu. I SEO na mnie pracowało przez cały rok. Biznes się kręcił, a ja nie pracowałam.

Miałam wprowadzone automatyzacje, faktury wystawiały się same. Raz w miesiącu siadałam do faktur kosztowych. 

Współpracowałam z wirtualną asystentką, z którą pracuję do tej pory, czyli już szósty rok i wiesz, co ona robiła? Odgrzewała kotlety. Przypominała o starych artykułach w social mediach i pisała o produktach. Nie było żadnych live’ów, webinarów.

Najśmieszniejsze było, jak potem w grudniu wrzuciłam do social mediów zdjęcie z brzuchem i napisałam, że mam dwumiesięczne dziecko, to wszyscy zrobili takie oczy. Ciąża była zagrożona, nie chwaliłam się nią wcześniej.

SEO uratowało mój biznes. Gdyby nie SEO, musiałabym go zamknąć, mimo że wcześniej świetnie prosperował.

Olu, zdradź nam lifehacki, o których wspomniałaś wcześniej.

Ola Gościniak: Mam taki lifehack, który ułatwia mi pisanie artykułów na blog, bo ja nie umiem pisać. I nie lubię. Tak, prowadzę bloga od 2015 roku i nie lubię pisać. Ola Gościniak. [śmiech]

Pierwsze artykuły rzeczywiście pisałam sama, ale potem, jak przełamałam się do formatu wideo (którego też nie lubiłam, na początku miałam takie czerwone, stresowe plamy na szyi, jak miałam występować przed kamerą).

Mój pierwszy live wyglądał tak, że połączyłam się w zamkniętej grupie na Facebooku, odpowiedziałam na 3 pytania, które przygotowałam poprzedniego dnia, podłączyłam się w piątek o 7 rano, żeby, broń Boże, nikt nie przyszedł. Serio. A jak przyszła pierwsza osoba, to powiedziałam: „Cześć!” I się wyłączyłam. 

Rok pracowałam nad tym, żebym w ogóle dała radę nagrywać, ale jak już się przełamałam do tego formatu, nauczyłam się go, to polubiliśmy się.

I teraz jak pojawiają się jakieś artykuły na moim blogu, to najczęściej są one transkrypcją materiałów video. Ja nagrywam video i mamy takie fajne narzędzie do auto transkrypcji, które całkiem nieźle daje sobie radę z językiem polskim. Potem oddaję to wirtualnej asystentce albo do korekty, żeby to obrobić, bo to nie jest idealne.

Film wrzucam na YouTube’a, osadzam go w artykule na blogu, a pod spodem leci ta transkrypcja i mam kolejny artykuł pod SEO.

Wywiad z Olą Gościniak - Ola z kubkiem przy biurku

Kasia: Ja też mam takie zlecenia jako copywriterka, że dostaję transkrypcję i tworzę z tego artykuł na blog.

Ola Gościniak: Tak, ja już korzystałam z różnych podejść – to tak naprawdę zależy od materiału. Jeśli mi zależy na tym, żeby transkrypcja nie była taka długa, taki wall of text, to wolę to zrobić jako dobry artykuł, wtedy warto jest rzeczywiście kogoś do tego zatrudnić

Warto pisać. Warto pisać regularnie, ale jeżeli pisanie jest dla nas problemem, to są alternatywne formy, które można wykorzystać u siebie i to jest w porządku.

A co z tymi osobami, które sprzedają produkty fizyczne? Ty masz biznes oparty na wiedzy, możesz tworzyć artykuły poradnikowe. A np. rękodzielniczki? Jakie artykuły powinny tworzyć na blogu?

Ola Gościniak: Dobre pytanie, zwłaszcza że ja mam w swojej społeczności bardzo dużo rękodzielniczek. Kiedy tworzysz treści na bloga, to dobrze jest się zastanowić, kto jest twoim odbiorcą? Jakie ma motywacje? I jak my moglibyśmy go poprowadzić, żeby rzeczywiście coś kupił.

Jak masz sklep, w którym sprzedajesz swoje rękodzieło, to nie ma sensu pisać artykułów typu: „jak samodzielnie wyszydełkować obrus”. Ktoś sobie sam wyszydełkuje, a niekoniecznie będzie chciał od nas kupić ten obrus. To by miało sens, jeśli w sklepie sprzedawałabyś wzory czy wykroje.

Jeśli sprzedajesz produkty fizyczne, to możesz pobawić się opisami tych produktów w sklepie, dobrze je przygotować. A na blogu można odpowiadać na najczęstsze pytania klientów, np. jakie produkty wykorzystuję do szydełkowania, co te maskotki mają w środku, itp. Zrobić takie FAQ używania produktów.

Można też pisać treści poradnikowe np. jaki prezent dla trzylatka albo spersonalizowany prezent. I na takie frazy łapać osoby, które wchodzą do Google’a już z intencją zakupową. Znacznie łatwiej przekonać taką osobę do zakupu w naszym sklepie. 

Można pisać jeszcze o tym, z czego zrobione są pluszaki w marketach i czym się różnią od tych robionych ręcznie. Może są lepsze dla alergików.

Rzucam teraz pomysły z kapelusza, ale chcę pokazać, w jakim kierunku można pójść z tymi artykułami dla produktów fizycznych.

Nie mogę się powstrzymać i muszę zapytać Cię jeszcze o ChatGPT. To taki temat na czasie. Co Ty o nim myślisz?

Ola Gościniak: Mam jeszcze mieszane uczucia. Teoretycznie Google mówi, że nie ma nic przeciwko wykorzystaniu sztucznej inteligencji do pisania tekstów. Teoretycznie, bo już są narzędzia, które wyłapują, które teksty zostały napisane samodzielne, a które przy użyciu AI.

Kasia: One nie są doskonałe. Mój własnoręcznie pisany artykuł zaliczyły do grupy, którą mogła pisać sztuczna inteligencja.

Ola Gościniak: To kwestia dopracowania tych narzędzi. Ja czuję w kościach, że ta technika może być w przyszłości banowana przez Google. I wtedy będziesz musiała setkę artykułów wstecz edytować.

Narzędzia są jak młotek – albo kogoś możesz walnąć łeb i to będzie złe wykorzystanie narzędzia, albo możesz przybić gwóźdź i zbudować piękny dom.

Nie uważam, że OpenChat jest złym narzędziem, tylko jego wykorzystanie może być dobre albo złe.

Ja wykorzystuję to narzędzie. Świetnie działa przy researchu. 

Piszę teraz książkę i szukam w internecie fajnych cytatów, bo chciałabym każdy rozdział wzbogacić o cytat. Mogłabym 3 dni szukać tych cytatów, a tak, wchodzę w OpenChata i piszę: „Napisz mi najciekawsze cytaty dotyczące marketingu albo zarabiania pieniędzy, albo czegoś innego”.

I on wypluwa mi X tych cytatów, przeglądam i wybieram, które mi pasują. Piękne wykorzystanie narzędzia, prawda?

Wykorzystuję też ChatGPT do pisania leadów do artykułów [czyli wstępu], bo nienawidzę pisać leadów. Zmieniam to pod siebie, ale jakiś początek już mam.

Myślę, że dzielenie się własnym doświadczeniem w tekstach będzie olbrzymim plusem na korzyść człowieka. 

Kiedy czytasz artykuł napisany przez sztuczną inteligencję, to nie będzie w nim o tym, jak ja coś wykorzystałam, jakie mam z tego wrażenia, co z tym zrobiłam, albo opisu historii klienta. Istotne będą takie prawdziwe rzeczy, nie tylko dane na podstawie wiedzy z Internetu, na której OpenChat bazuje.

Autentyczność w pisaniu będzie wygrywać. 

Myślę, że można mądrze wykorzystać to narzędzie. Do researchu, do wstawek w artykułach, których nie lubimy pisać. To jest moje zdanie.

Olu, powiedz coś więcej o swojej Interaktywnej Akademii WordPressa. 

Ola Gościniak: Jeśli chcecie samodzielnie wyklikać własną stronę internetową czy sklep online, zacząć zarabiać w internecie, ale też dowiedzieć się, jak wdrożyć kwestie dotyczące SEO na swojej stronie internetowej, to zapraszam do mojej Interaktywnej Akademii WordPressa.

Nabór jest 2 razy w roku i tak się składa, że do 5 marca 2023 ten nabór jest otwarty. Są jeszcze miejsca. Jeśli skończą się wcześniej, nabór będzie trwał krócej. Sądzę, że wybrałam tę liczbę miejsc tak, żeby starczyło do ostatniego dnia, ale tego nie mogę obiecać.

Dla kogo jest Interaktywna Akademia WordPressa?

Dla przedsiębiorczyń (i przedsiębiorców, bo panów też mamy) lub dla osób, które chcą nimi zostać, chcą pokazać swoją ofertę w internecie, które chcą założyć sklep online, sprzedawać swoje e-booki, kursy online.

To jest kompendium WordPressa od A do Z, więc Akademia jest też dla osób, które chciałyby zarabiać na tworzeniu stron internetowych dla innych.

Wiele moich kursantek się przebranżowiło i zaczęło tworzyć strony internetowe.

Rokrocznie rozdaję medale osobom, które biorą udział w Akademii, za świetne wyniki finansowe osiągnięte w ramach platform, które były wyklikane w moich kursach.

W grudniu będzie Gala Interaktywnych, na której będzie można zgarnąć takie medale za przychody ponad 100 tysięcy, pół miliona i milion złotych na platformach. Złote medale wśród moich kursantek już mają 3 osoby!

Być może na tej Gali spotkamy się i z Wami?

Kasia: Tego życzę moim czytelnikom, a Tobie Olu, dziękuję za tą inspirującą rozmowę.

Artykuł jest zapisem wywiadu, którego Ola Gościniak udzieliła mi podczas transmisji live na Instagramie.

author-avatar

Kasia Zubrzycka-Sarna, copywriterka, założycielka marki Pisarenka, autorka e-booków o blogowaniu oraz współautorka książki “Chcę WWWięcej”. Na pisarenkowym blogu podpowiada, jak moc słowa wykorzystać w budowaniu własnej marki.

Może zainteresuję Cie rownież: